Wspieram Kasisi :)

27 lutego 2014

pączek, pączusiek, pączunio :)

No to proszę się przyznać kto ile pączków dziś zjadł.

Za mną 3 pączki i mówię: STOP!

Jak zwykle dieta legła w gruzach... No cóż... trudno...

A jeśli ktoś nie chce, by mu szło w brzuch (mężczyźni) albo w biodra (kobiety), to zapraszam do zakupu pączka i wysłania go do Afryki. Na tej stronie można kupić e-pączka i wpłacić kilka złotych na odbudowę kilku wiosek w Republice Środkowoafrykańskiej, która w tym roku była napastowana, niszczona przez Selekę.

Więcej informacji można znaleźć tu Pączek dla Afryki.

23 lutego 2014

Cyberżycie

Cyber... przedrostek XXI wieku...

Wstaję, włączam komputer. Sprawdzam pogodę, pocztę, fejsa.
W pracy odpalam komputer i wiem, że nie rozstanę się z nim przez najbliższe osiem godzin.
W tak zwanym między czasie sprawdzam co mogę ugotować na obiad, jaki fason spódnic będzie najbardziej modny tej wiosny, słucham muzyki z jutuba, gadam z ludźmi przez czat na fejsie.
Wracam do domu z pracy, odpalam komputer. Posiłkując się przepisem znalezionym w sieci przygotowuję obiad. Kupuję przez Internet tę superancką spódnicę koloru kobaltowego (wg blogów modowych, kobalt będzie najmodniejszym kolorem tej wiosny), w tle leci muzyka z komputera. Nie może się obyć bez odpalonego fejsa i ciągłego pykania powiadamiacza, że właśnie ktoś do mnie napisał na czacie.

Nasze życie toczy się w cyberprzestrzeni.

A przecież jeszcze 20 lat temu było zupełnie inaczej...
Fakt, że byłam wtedy dzieckiem, więc mam inny punkt odniesienia. Żeby pobawić się z kolegami i koleżankami wychodziło się na podwórko. Jak chcieliśmy się bawić w wojnę, to po prostu się skrzykiwaliśmy, chowaliśmy się za hałdami nawiezionej gliny, udając że to nasze okopy, rzucaliśmy się tą gliną, wrzeszczeliśmy na całe podwórko, jak udało się zdobyć i wykraść jakiś cenny gadżet z okopów wroga... A dziś? Dzieci umawiają się w Sieci i grają w strzelanki.

Jak się chciało pogadać, to umawialiśmy się na żywo u którejś z przyjaciółek i odprowadzałyśmy się po kilkanaście razy, bo zawsze było coś ciekawego do obgadania. Nie mogłyśmy się rozstać. A dziś? czat, komunikator...

Jak mama nie wiedziała co ugotować, to brała "Kuchnię polską" i przeglądała przepisy w książce kucharskiej. Takiej prawdziwej, z kartkami...

Jak się chciało kupić spódnicę, to się robiło maraton po sklepach i przymierzało 50 sztuk w poszukiwaniu tej jednej jedynej. Dziś wystarczy kliknąć kilka razy, by spódnicę przysłano nam do domu. Jak nam się nie spodoba, mamy ileś tam dni, by ją odesłać.

No i ok, postęp cywilizacyjny jest super i w ogóle. Dzięki temu, że ktoś kiedyś wymyślił komputer, Internet, bloga, mogę Wam teraz te wypociny zwojów mózgowych przekazać. Nie mam nic przeciwko postępowi, niech sobie jest.
Ale mimo wszystko czasem mi się tęskni do tych lat bez wszech ogarniającego cyber wszystkiego. Do listów przynoszonych przez listonosza. Zamiast czata wolałabym spotkania z przyjaciółmi u kogoś w domu przy grach planszowych i muzyce puszczonej z wieży/magnetofonu/adaptera.
Pamiętam, że w czasach mojego dzieciństwa częściej jeździliśmy z wizytą do wujków i cioć. Teraz oni wolą się komunikować ze sobą przez telefon.

Przydałoby się nam więcej życia w realu, zamiast on line...  Oj przydałoby... Może uczynić takie małe postanowienie by zamiast cyber- było więcej real? Próbować nie zaszkodzi.

Spokojnej niedzieli :)

22 lutego 2014

Doba jest za krótka!!!! Ratunku!

To był bardzo pracowity tydzień.

Pierwszy od początku do końca samodzielnie prowadzony przetarg trwa. W związku z czym zasypywana jestem mailami z drukarni, od redaktorów, grafików i przede wszystkim autorów, którzy nie mogą się doczekać, kiedy ich książka się ukaże.
Do tego moje drobne korekty i ślęczenie po nocach nad tekstami.
Do tego poszukiwania odpowiedniego stroju na uroczystość w pracy. Generalnie to kobietą jestem rasową. Jak zwykle nie mam się w co ubrać. Jak zwykle w niczym nie wyglądam na tyle, by się sobie podobać. Jak zwykle w sklepach nie ma tego, co sobie wymyśliłam... Masakra - trzy dni spędziłam na wycieczkach po galeriach w poszukiwaniu TEGO ODPOWIEDNIEGO stroju. Bo prezencja przecież musi być :D Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przekonałam się, że tzw. biznes stajl też może być wygodny i nie musi być wcale drętwy.

Do tego dochodzą próby i koncerty (no dobra - koncert, jeden, na razie... ale kalendarz wypełniony przeróżnymi terminami już do połowy czerwca).

Poza tym włączyłam się w działalność charytatywną, więc to też mi trochę czasu zabiera.

Ale spoko, jakoś daję radę. Już niedługo będzie więcej wpisów :) Pozdrawiam!
 



11 lutego 2014

Anty-walentynki

Zerkam na inne blogi i na większości z nich prym wiodą wpisy zahaczające o temat walentynek. Dowiedzieć się można co kupić ukochanemu/ukochanej, co podać do jedzenia, jaki romantyczny film obejrzeć, jak wyznać miłość w szczególny sposób itp. 

BLA BLA BLA 

Na tym blogu walentynek nie będzie, bo:


1. to nie jest polskie święto - niedługo może będziemy jeszcze obchodzić Święto Dziękczynienia, co?

2. św. Walenty wsławił się bardziej tym, że uzdrowił z epilepsji chłopca, w wyniku czego, rodzina tego chłopca przyjęła wiarę chrześcijańską

3. dla zakochanych dzień wyznawania sobie miłości powinien być obchodzony codziennie, a jakiegoś 14 lutego...

Ot. Tyle komentarza. 


Zawiedzionych brakiem różowych serduszek, zdjęć czule obejmujących się par i przytulających się zwierzątek - serdecznie pozdrawiam :)

8 lutego 2014

Deszcz szczęścia :)

Następnym razem kiedy będziemy narzekać na deszcz warto sobie przypomnieć ten filmik. 
To dziecko prawdopodobnie pierwszy raz w życiu ma do czynienia z deszczem. Reakcja dziewczynki jest rozbrajająca :)

Kiedy byliśmy mali, łatwiej przychodziło nam cieszyć się z takich małych rzeczy.
Któż z Was nie biegał bosymi stopami po kałużach po burzy? 

Pielęgnujmy w sobie radość dziecka. Chociaż trochę...


7 lutego 2014

Naleśniki czekoladowe, czyli jak skutecznie pożegnać się z marzeniami o figurze miss świata :D

Najpierw zbierzmy fakty.

1. Jest zima. FAKT.
2. W okresie zimowym jest zimno. FAKT.
3. Skoro jest zimno, nasz organizm próbuje sobie jakoś z tym radzić. FAKT.
4. Radzi sobie w ten sposób, że magazynuje tłuszcz. FAKT.
5. Musi ten tłuszcz skądś brać, więc większość z nas odczuwa  w tym czasie większy głód. FAKT. 

Takie są fakty.

Nie jestem nikim niezwykłym, więc ostatni punkt jak najbardziej odnosi się do mnie. Noworoczne postanowienie o regularnym ruchu odpłynęło w siną dal. Głównie z powodu różnych chorobowych dolegliwości, które mię nawiedzały w ostatnich tygodniach, a przez które nie mogłam sobie poradzić z jakąkolwiek aktywnością fizyczną... 

Nie kupuję słodyczy, ale od czasu do czasu bierze mnie tzw. ochota... Chodzę po mieszkaniu, szukam, przewalam czeluści szafek z nadzieją, że na pewno znajdę coś słodkiego... Musiałam to chyba przed sobą gdzieś głęboko ukryć, bo nie znalazłam. Druga opcja: wszystkie zdobyczne słodycze świąteczne już zjadłam... 

No więc chodzę, paczę, szukam. Nic.
A że ochota była wielka to i rozwiązanie się znalazło.

Oto one:

Naleśniki czekoladowe (najprostsze na świecie)

2 jajka
0,5 l mleka 3,2% (a co tam, niech będzie tłuste)
200 g mąki pszennej 
2 łyżki kakao (w przepisie była jedna, no ale ja przecież byłam w nagłej potrzebie, więc dałam więcej... hm... to mogły być nawet 2,5 łyżki...)
1 łyżka cukru waniliowego*
szczypta soli (świetnie podbija smak kakao)
3-4 łyżki oleju rzepakowego

Wszystkie składniki ciasta dokładnie miksujemy. Potem odstawiamy na około 30 minut, a następnie smażymy naleśniki.
Ot. Koniec.
Gotowe naleśniki można podawać na wiele sposobów. Ja sobie zafundowałam z serkiem homogenizowanym. Polecam podawać je też z owocami. A i same samiuteńkie smakują wyśmienicie.

Zdjęcia nie zamieszczę, bo nie zdążyłam pstryknąć. Może następnym razem się uda.

Potrzeba pożarcia czegoś słodkiego została zaspokojona. Uszczęśliwiłam siebie, w myśl zasady, że powinniśmy o siebie dbać i robić sobie też niespodzianki. Fakt, że potem psioczyłam jak zobaczyłam wartość, na której zatrzymała się moja waga łazienkowa (to na pewno wina starych baterii). Cóż... może zima nie jest po prostu odpowiednim miesiącem na jakieś drastyczne ćwiczenia fizyczne... :)

Smacznego :)


*cukier waniliowy najlepiej zrobić samemu; wystarczy 0,5 kg cukru i laska wanilii. Z laski wydłubujemy te czarne nasionka i wrzucamy do cukru. To co nam zostało kroimy na małe kawałeczki i też wrzucamy do cukru. Zamykamy w szczelnym słoiku i już po tygodniu mamy cukier waniliowy własnej produkcji, a nie jakąś podróbę ze sklepu.

5 lutego 2014

Modern Talking na chandrę!

Lata osiemdziesiąte to lata mojego dzieciństwa. Najlepsze lata jakie można sobie wyobrazić. Dużo można by o tym opowiadać... To temat-rzeka.

Akurat tak się składa, że dziś mam trochę leniwy dzień w pracy... A że wszyscy moi współpracownicy z pokoju są w podobnym wieku do mnie, mamy wspólne tematy. Dziś wypłynął (po raz kolejny) temat muzyki i tego fantastycznego zespołu, którego nazwa widnieje w tytule posta.

Dziś na warsztat bierzemy utwór "You can win if you want". Chłopaki z Modern Talkinng jak zwykle powodują wzrost pozytywnych uczuć do świata. Rozpatrywana przez nas piosenka, to utwór z mottem: You can win if you want, if you want you can win (tłum. możesz wygrać jeśli chcesz, jeśli chcesz możesz wygrać).

Teledysk powalający. Pan Brunet pokazuje nam jaka jest prawidłowa pozycja prawej ręki na klawiaturze fortepianu (gra na Steinwayu!!!), do tego jawi nam się jako multi(?)instrumentalista, bo oprócz fortepianu gra jeszcze na kibordo-gitarze. Pan Blondyn jak zwykle zaraża swoim optymizmem i radosnym tańcem. Patrząc na niego, rzeczywiście można odnieść wrażenie że "Jeśli chcesz, możesz wygrać".

Z tym przesłaniem i piosenką zostawiam Was, życząc dobrego dnia!