Wspieram Kasisi :)

5 marca 2014

114

To nie jest żadna symboliczna liczba, nie ma też okrągłej rocznicy, ani miesięcznicy. Dziś nie jest też jakiś szczególny dzień (no, chyba że ktoś tak traktuje Środę Popielcową...).

Dziś mija 114 dni od pierwszego wpisu na blogu. Blogu, który miał być pewnego rodzaju terapią, który miał pomóc mi uciekać od myśli negatywnych i pomóc skupiać się na małych dobrych wydarzeniach, które zdarzają się każdego dnia. I - przede wszystkim - nauczyć się za nie dziękować (o czym miała mi przypominać nazwa bloga).

Każdego dnia miałam wymieniać kilka rzeczy, za które jestem wdzięczna. Jakoś tak się to wszystko potoczyło, że odeszłam od tego założenia i zaczęłam pisać o wszystkim (albo o niczym - możesz wybrać). Czasem wpisy są abstrakcyjne, jak np. ten o Modern Talking (aczkolwiek, wciąż uparcie twierdzę, że ich teledyski z lat 80' są najlepsze na chandrę), albo mega poważne jak ten o empatii. Dzielę się tym co zjadłam i tym w jaki sposób można pomóc dzieciakom z Afryki.

114 dni to wystarczająco dużo czasu, aby nauczyć się postrzegać świat inaczej. Aby nauczyć się panować nad swoimi dołami, wylewaniem żalów, rozkminianiem jaki to świat jest zły a ja jestem najbardziej nieszczęśliwą osobą na świecie. W moim życiu niby niewiele się zmieniło - dalej jestem singlem (i dalej mi to przeszkadza), wciąż nie udaje mi się wygrać w LOTTO, by z wygranej kupić sobie własne upragnione mieszkanie, zarobki w pracy też na tym samym poziomie... Jednak udało mi się zmienić jedno - rzeczywiście coraz lepiej wychodzi mi bycie wdzięczną za to co mam, lepiej wychodzi mi dzielenie się tym co mam, a jeśli nie mogę podzielić się niczym, co jest materialne, to staram się uśmiechać do ludzi, służyć swoimi talentami i w ten sposób pomagać. I mogę chyba powiedzieć, że dobrze mi z tym. I że jestem szczęśliwsza niż 114 dni temu. 

I mimo że nie spełniam pierwotnych założeń, to blog uświadamia mi jak długą drogę przeszłam od momentu, kiedy byłam w totalnej czarnej d******e do dzisiejszego stanu. A fakt, że widzę progres, sprawia, że bardzo jestem ciekawa, co będzie dalej. 

Ogromne uściski dla Was (och, jak ja bym chciała, byście się częściej odzywali w komentarzach) i duży uśmiech :)

2 komentarze:

  1. Wdzięczność, dziękowanie, to dostrzeganie dobra, promyków szczęścia w swoim życiu.
    A z tego rodzi się inne spojrzenie na całość życia.
    Nasza, jakby roszczeniowość życiowa, mimo pragnień i może nawet niewielu zmian, zmniejsza się.
    Trzeba dostrzegać małe radości, bo one są, i chronią nas przed niszczącym czarnowidztwem.
    Wtedy ciężko jest żyć.

    Do czytających.
    Jeśli zaglądamy do Coco, to dajmy się Jej ucieszyć zostawiając znak swej obecności.
    Wdzięczna będzie na pewno, a to może być okruchem radości w Waszym życiu.
    Czy mamy za dużo radości?

    Sławek

    OdpowiedzUsuń
  2. A jeszcze. Popielec, to jednak szczególny dzień.
    Może być początkiem, czegoś zupełnie nowego.

    OdpowiedzUsuń