Wspieram Kasisi :)

23 lutego 2014

Cyberżycie

Cyber... przedrostek XXI wieku...

Wstaję, włączam komputer. Sprawdzam pogodę, pocztę, fejsa.
W pracy odpalam komputer i wiem, że nie rozstanę się z nim przez najbliższe osiem godzin.
W tak zwanym między czasie sprawdzam co mogę ugotować na obiad, jaki fason spódnic będzie najbardziej modny tej wiosny, słucham muzyki z jutuba, gadam z ludźmi przez czat na fejsie.
Wracam do domu z pracy, odpalam komputer. Posiłkując się przepisem znalezionym w sieci przygotowuję obiad. Kupuję przez Internet tę superancką spódnicę koloru kobaltowego (wg blogów modowych, kobalt będzie najmodniejszym kolorem tej wiosny), w tle leci muzyka z komputera. Nie może się obyć bez odpalonego fejsa i ciągłego pykania powiadamiacza, że właśnie ktoś do mnie napisał na czacie.

Nasze życie toczy się w cyberprzestrzeni.

A przecież jeszcze 20 lat temu było zupełnie inaczej...
Fakt, że byłam wtedy dzieckiem, więc mam inny punkt odniesienia. Żeby pobawić się z kolegami i koleżankami wychodziło się na podwórko. Jak chcieliśmy się bawić w wojnę, to po prostu się skrzykiwaliśmy, chowaliśmy się za hałdami nawiezionej gliny, udając że to nasze okopy, rzucaliśmy się tą gliną, wrzeszczeliśmy na całe podwórko, jak udało się zdobyć i wykraść jakiś cenny gadżet z okopów wroga... A dziś? Dzieci umawiają się w Sieci i grają w strzelanki.

Jak się chciało pogadać, to umawialiśmy się na żywo u którejś z przyjaciółek i odprowadzałyśmy się po kilkanaście razy, bo zawsze było coś ciekawego do obgadania. Nie mogłyśmy się rozstać. A dziś? czat, komunikator...

Jak mama nie wiedziała co ugotować, to brała "Kuchnię polską" i przeglądała przepisy w książce kucharskiej. Takiej prawdziwej, z kartkami...

Jak się chciało kupić spódnicę, to się robiło maraton po sklepach i przymierzało 50 sztuk w poszukiwaniu tej jednej jedynej. Dziś wystarczy kliknąć kilka razy, by spódnicę przysłano nam do domu. Jak nam się nie spodoba, mamy ileś tam dni, by ją odesłać.

No i ok, postęp cywilizacyjny jest super i w ogóle. Dzięki temu, że ktoś kiedyś wymyślił komputer, Internet, bloga, mogę Wam teraz te wypociny zwojów mózgowych przekazać. Nie mam nic przeciwko postępowi, niech sobie jest.
Ale mimo wszystko czasem mi się tęskni do tych lat bez wszech ogarniającego cyber wszystkiego. Do listów przynoszonych przez listonosza. Zamiast czata wolałabym spotkania z przyjaciółmi u kogoś w domu przy grach planszowych i muzyce puszczonej z wieży/magnetofonu/adaptera.
Pamiętam, że w czasach mojego dzieciństwa częściej jeździliśmy z wizytą do wujków i cioć. Teraz oni wolą się komunikować ze sobą przez telefon.

Przydałoby się nam więcej życia w realu, zamiast on line...  Oj przydałoby... Może uczynić takie małe postanowienie by zamiast cyber- było więcej real? Próbować nie zaszkodzi.

Spokojnej niedzieli :)

1 komentarz:

  1. Może być, Francesco ? :)23 lutego 2014 23:41

    Zgadza się Coco. Trochę więcej mogę na ten temat powiedzieć ;) Dobrze radzisz, choć tego tzw. realu u Ciebie nie brakuje....
    Ale wiesz, dla mnie jesteś realna, chociaż tylko w tej cyberprzestrzeni jesteś.
    Może czasem tak jest lepiej....
    U mnie tego dotykalnego realu za dużo nie ma, dlatego te niektóre osoby z tej cyberprzestrzeni stały się po prostu realne. Mam to szczęście, że dwie się urealniły w 100%.
    Czasem tylko ta cyberprzestrzeń zostaje.
    I może być piękna.

    OdpowiedzUsuń