Jestem na chwilkę... Szrajbnę posta i już biegnę pędem na próbę!
W sobotę prowadziłam warsztaty dla nowo powstającej scholi/zespołu przy parafii, na terenie której aktualnie mieszkam. Tak się składa, że inicjatorką powstania zespołu jest moja koleżanka ze szkoły muzycznej. Kasia poprosiła mnie, bym poprowadziła warsztaty wokalne dla chórzystów-amatorów. Zgodziłam się.
Przyszło ze dwadzieścia kilka osób. Trochę się bałam, jak mówić o prawidłowym wydobywaniu dźwięku do ludzi, którzy z muzyką mają niewiele wspólnego... No ale jakoś się udało... Myślę, że się dobrze bawili na warsztatach i chociaż kilka rzeczy z nich wynieśli... Podstawa to uśmiech: bo jak się śpiewa i uśmiecha to: po pierwsze się nie fałszuje, po drugie dźwięk jest bardziej sympatyczny, po trzecie barwa dźwięku jest jasna, po czwarte - ładnie się wygląda.
W niedzielę ich wielki dzień. Wielu z nich zapewne musiało przełamać wewnętrzne bariery, by zdecydować się na wejście w grupę obcych ludzi i wspólne śpiewanie. To widać, że się jeszcze wstydzą, że są trochę jak ciche myszki... Ale pracujemy nad tym. I mam nadzieję, że w niedzielę pokażą, że jest w nich przede wszystkim wielka pasja, choć może nie wszystko im zawsze wychodzi.
A ja już mam wielkiego banana na pół twarzy, jak widzę jak się z próby na próbę otwierają, kombinują z dodawaniem nowych głosów, coraz odważniej podrygują w takt muzyki i autentycznie się tym bawią.
No, rzekłam. To lecę na próbę...
dla kogos, kogo konikiem jest muzyka, musi byc to rzeczywiscie naprawde fajne!
OdpowiedzUsuńJest!!!
OdpowiedzUsuńMyślę też, że dla nich to też była wielka frajda :) a wystarczyło spojrzeć na ich twarze podczas koncertu :) czuli, że uczestniczą w czymś ważnym.