Wspieram Kasisi :)

25 listopada 2013

koncert

Poprzedni tydzień upłynął pod znakiem przygotowań do koncertu. Pisałam już wcześniej o tym trochę tu i tu więc nie chcę się powtarzać.

Dziś chciałabym Wam napisać o tym, co się działo wczoraj na koncercie... I obiecuję koniec już tego tematu (do czasu następnego koncertu... hihihi)
Koncert nie był takim sobie zwykłym koncertem. To było coś więcej. Koncert-uwielbienie z okazji wczorajszego święta - Chrystusa Króla i zakończenia Roku Wiary. Oprócz naszych piosenek było też Słowo. Komentarze dotyczące roli wiary w życiu każdego człowieka. Opowiadali księża, ale i nie tylko - również osoby świeckie mówiły o roli Boga w swoim życiu. Jedną z osób dających świadectwo była Kamila. Ot, zwyczajna dziewczyna, 18 lat. Opowiadała o tym, jak to w swoim życiu nie zaznała miłości. Szczególnie od rodziców, którzy wciąż poświęcali się pracy i temu, by w ich domu nie brakowało pieniędzy. No i rzeczywiście tych nie brakowało. Kamila miała wszystko o czym tylko marzyła: markowe ciuchy, drogie gadżety, wycieczki zagraniczne kilka razy w roku. Niczego nie brakowało, oprócz miłości, oprócz czasu rodziców dla dziecka. Kamila zaczęła więc szukać sobie tej "miłości" gdzie indziej. Oczywiście wpadła w złe towarzystwo, no i zaczęło się - imprezy, melanże, alkohol, chłopcy, używki... Którejś jesieni spodobał się jej chłopak, który był ministrantem. Z tego powodu zaczęła codziennie chodzić na roraty, by tylko go spotkać. Coraz bardziej podobało jej się w kościele. Coraz bardziej ciągnęło ją do... ludzi których tam poznała. Jeszcze wciąż nie do Boga... To przyszło później... Nie będę opisywać całego świadectwa. Może ktoś z Was spotka kiedyś Kamilę i będzie miał okazję sam usłyszeć.

Na koncercie działy się dla mnie rzeczy niestworzone i takie na które ja sama bym się nie odważyła. Ludzie śpiewali, tańczyli w ławkach, potem wychodzili z tych ławek, unosili ręce do góry, kręcili się w kółko, tańczyli to, co pokazywały dziewczyny wyznaczone do tańczenia... Ponieważ moja rola polegała na dyrygowaniu, więc byłam przez przeważającą część koncertu tyłem do publiczności. Co jakiś czas odwracałam się jednak i wciąż nie mogłam uwierzyć, że kościół jest wciąż pełen ludzi mimo późnej pory. Koncert trwał dwie godziny! A ich prawie wcale nie ubywało!!!!
Tak jak piszę - dla mnie to dziwne okazywanie swojej wiary. Może nawet trochę sekciarskie... To nie mój sposób... Ja aż tak otwarta nie jestem... Ale bardzo się cieszyłam, że do nich trafiało to, co próbowaliśmy im przekazać naszą muzyką. 

Ludzie byli bardzo otwarci na nasz śpiew. Brawom nie było końca. I pewnie moglibyśmy dalej śpiewać i tańczyć przez kolejne dwie godziny... No, kiedyś jednak trzeba było skończyć.

Po koncercie do mnie, do organizatorów, do solistów i grających podchodziło dużo osób z gratulacjami i podziękowaniami. Jednej z tych osób nie zapomnę chyba do końca życia... Podeszła do mnie młoda dziewczyna. Na oko może coś koło 28-32 lat. Poprosiła mnie na stronę i powiedziała: Dziękuję ci za ten koncert. Miałam dziś popełnić samobójstwo. Chciałam ze sobą skończyć. Przyszłam do kościoła. Nie wiedziałam, że dziś jest to święto. Nie myślałam, że zostanę na koncercie, ale coś mi kazało zostać. Dziękuję, bo to co tu usłyszałam uratowało mi życie. Wasz śpiew, świadectwo Kamili... Czy mogę do was przyjść pośpiewać?
Wmurowało mnie. Czułam jak się we mnie wszystko przewraca i wykręca na drugą stronę. Uściskałam ją. A ona miała łzy w oczach. Powiedziałam, że oczywiście, że może przyjść i że cieszę się, że została, że zmieniła zdanie co do swoich planów i by pamiętała, że nie jest sama.

Pół nocy nie spałam, bo tyle miałam w sobie emocji po koncercie, po tej rozmowie... To też niesamowite uczucie jak człowiek sobie uświadomi, że obok niego dzieją się wielkie rzeczy :)

Jestem bardzo dumna z moich (mogę chyba ich tak nazwać) chórzystów i instrumentalistów. Każdy włożył dużo serca w przygotowanie koncertu. Musieli znosić moje krzyki, uwagi, milionowe powtarzanie poszczególnych utworów, długie próby do późnych godzin wieczornych... Myślę (mam nadzieję), że każdy z nich po wczorajszym wieczorze ma takie odczucia jak ja. Warto było!

3 komentarze:

  1. Czytam, czytam i jakos trudno mi uwierzyc w twoj pesymizm. Jak to mozliwe, ze ktos obdarzony takim talentem, bo to talent! moze byc smutny. Ktos kto ma odwage stanac przed ludzmi i byc kierownikiem przed calym kosciolem... ze taki ktos moze byc smutny, pesymistyczny i zgorzknialy, jak pisalas.

    ja bym sie chyba poryczala, gdyby mi ktos powiedzial, ze mu uratowalam zycie! nigdy nie wiadomo kiedy twoj usmiech zmieni cudze zycie...

    gratuluje CoCo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci za tego posta :) bardzo się cieszę :)
    Hm... jak ktoś taki może być smutny, pesymistyczny, zgorzkniały? No może... A może powinnam napisać "mógł"..? Hm, nie chwalmy dnia przed zachodem słońca.
    Powinnam napisać "nic co ludzkie nie jest mi obce"... Ja też mam chwile, kiedy jest mi źle. Czuję się samotna. Nie mam faceta, więc nie mam się do kogo przytulić, wypłakać... Zazdroszczę dziewczynom, które są w związkach itp...
    A z tą odwagą, to chyba kwestia charakteru... Ja jestem trochę gwiazdowata :D

    pozdrawiam serdecznie, miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ps. uwierz mi, że pół nocy po tym koncercie nie spałam... M.in. też z powodu tego, co usłyszałam od tej dziewczyny. To było bardzo mocne przeżycie.

    OdpowiedzUsuń