No tak.. jak mi wytykają niektórzy - odeszłam od głównych założeń bloga i przestałam pisać, za co jestem wdzięczna każdego dnia. Wiem, wiem... Ale to wszystko przez to podniecenie i oczekiwanie na koncert i czy zdam test mojej skuteczności w nowej roli, jaką było dyrygowanie zespołem.
Cały poprzedni tydzień to była jedna wielka wdzięczność :) Za co?
1. za to, że nie siedziałam w domu przyrośnięta do komputera i wgapiająca się w fejsa, tracąc na tym mnóstwo czasu;
2. za to, że poznałam nowych ludzi;
3. za to, że mogłam się z nimi dzielić moją pasją;
4. za to, że czułam, że to co im daję od siebie jest dobre; przyznam się, że trochę szpiegowałam na fejsie moich chórzystów i odkryłam, że oni po zakończeniu próby, jeszcze ją przeżywają, żyją tekstami, moimi abstrakcyjnymi żartami :) oni się autentycznie cieszyli z tego, że poznają technikę śpiewu, że są wybrańcami, którzy robią coś fajnego :)
5. za to, że moja służba, była moją modlitwą...
Od zeszłego tygodnia banan nie schodzi mi z twarzy. Mam dużo siły na pokonywanie przeciwności dnia codziennego. Więcej się uśmiecham. I mam gdzieś jakieś takie głębokie przeczucie, że się u mnie wszystko ułoży... Że jeszcze znajdę swojego mężczyznę, założę rodzinę, będę mieć swoje mieszkanie. Jeszcze będzie pięknie :)
No i właśnie za to DZIĘKUJĘ!
Ooo i już jest lepiej.
OdpowiedzUsuńRadość było widać w tamtym wpisie, że hej.
Teraz jest podziękowanie, min. za nią.
Tak buźka Ci się śmieje.
To widać... no prawie.
Słychać... no prawie
I czuć.... O taaak.
W podpisie Zgadnij kto?
I oby tak zostało.
wiem, wiem kto :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz!