Vivace... tak, ostatnio żyję w tempie vivace*
Dużo się dzieje i w wielu miejscach na raz powinnam być. Bilokacji nie opanowałam, więc próbuję ile mam tylko sił, by nie zawalić niczego.
Dzieje się dużo. W każdy weekend mam koncert. A co za tym idzie - dodatkowe próby w tygodniu. Do tego przygotowaniu kilkudziesięciu osób do ich pierwszego koncertu w życiu (to ma być wynik warsztatów, które prowadziłam w sobotę). Do tego projekty w pracy, które zawsze są na wczoraj - kompletnie tego nie rozumiem... zawsze, no zawsze tak jest. Nie wspomnę o regularnym chodzeniu na basen... Oj, ciężko będzie w tym tygodniu znaleźć czas na chlapanko.
Dziś jednak organizm powiedział STOP! Zaczyna się przeziębienie jakieś, na które nie mam czasu (bo mi się w tempo życia nie wpisuje), więc zaaplikowałam tabletę i poszłam spać (3 godziny błogiego snu w dzień, mniam mniam... spokój w domu, nie ma współlokatorów walących garami w kuchni, albo brzdąkających na pianinie). No ale teraz (bo przecież jestem tu ino na chwilę) wracam do pracy. Im szybciej skończę, tym lepiej dla mnie i może jeszcze się godzina na basen znajdzie :)
*vivace - tempo muzyczne oznaczające 'żywo, szybko'
PS. Znacie jakieś domowe sprawdzone sposoby na zahamowanie przeziębienia?
Pogoda listopadowa, to i opady z nosa muszą być. Sposoby domowe to: dużo pić naturalnych soków, szczególnie z cytryn, czerwonych buraków i dużo miodu.
OdpowiedzUsuńWietrzyć mieszkanie, spacery, nie przegrzewać się. Na noc aspirynę bayer.
Życzę dużo zdrówka.
Róża
wdziecznosc za ruch w zyciu, za to, ze jest tyle do zrobienia, ze jest sie potrzebnym jest cudownym pomyslem! Wdziecznosc za dobre zdrowie, za uswiaamianie sobie, jakim blogoslawienstwem jest zdrowie, ze bez niego naprawde nic... jest fundamentalna...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
I ja pozdrawiam ciepło :) do połowy grudnia tego ruchu będzie u mnie sporo :)
OdpowiedzUsuń